czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 7 - Okrutna prawda

Po kilku godzinach wędrówki dotarliśmy do małego miasta. Od przekroczenia bramy czułam przerażone spojrzenia na sobie. Niektórzy uciekali wrzeszcząc albo patrzyli na mnie z nienawiścią.
- Czy tylko mi się zdaje czy oni wszyscy patrzą na Belle ? - spytała Lily
- Nie zdaje Ci się - odpowiedział Walter
- Dlaczego oni przede mną uciekają ? - miałam łzy w oczach
- Musimy znaleźć kowala i się dowiedzieć - rzucił Jackson
Szliśmy kilka minut, aż znaleźliśmy zaczarowaną kuźnię. Przy stole siedział starszy mężczyzna. Miał szarą koszulę i czarne spodnie, a na tym był biały lekko poplamiony fartuch. Miał siwą brodę i był prawie łysy. Gdzieniegdzie widać było zmarszczki. Siedział i pił kawę. Podeszliśmy niepewnie.
- Eee Dzień dobry... Czy pan to Dominitrian ? - spytałam lekko się uśmiechając
- Zależy dla kogo... - mruknął nawet na nas nie patrząc i wziął łyk kawy
- Jesteśmy Strażnikami. Przysłała nas Larissa. - kontynuowałam
- I ? Na co mi ta informacja ? - nadal nie zwracał na nas uwagi
- Powiedziała, że pomoże nam pan wykuć zbroje.
- Jesteście tacy jak inni Strażnicy. Przychodzicie tu i oczekujecie, że z nikogo zrobię bohaterów. Sądzicie, że jesteście nie wiadomo kim i wszyscy powinniśmy się kłaniać przed Wami. Jesteś taka jak Nerissa

Stałam i słyszałam jak Dominitrian obraża nas wszystkich. Najbardziej obrażał Isę i porównał ją do Nerissy. Widziałam, że moja przyjaciółka zaraz wybuchnie. Gdy chciałam położyć jej dłoń na ramieniu jej włosy zaczęły płonąć. Jej skóra robiła się naprzemian pomarańczowa to normalna, a w oczach były płomienie. Zaczęła tracić kontrolę, a ludzie zebrali się wokół nas i patrzyli ze strachem na Belle. Robiła niezłe widowisko...
- Posłuchaj... Nie wiem za kogo się uważasz, ale nie będziesz w ten sposób traktować mnie i moich przyjaciół. Nie znasz mnie i nigdy nie porównuj mnie do Nerissy ! - w jej rękach zapaliły się płomienie. Starszy mężczyzna po raz pierwszy na nas spojrzał i zatrzymał swój wzrok na Isabelli. Patrzył na nią ze stoickim spokojem i szeptał pod nosem. Na Jego rękach i głowie pojawiły się dziwne, święcące na niebiesko symbole. Po paru sekundach dziewczyna zgasła i powrócił jej dawny wygląd. Wszyscy włącznie z nią byliśmy zdziwieni, a ludzie zaczęli się rozchodzić.
- Kim jesteś ? - spytałam szeptem
- Wejdzie - zaprosił nas gestem ręki
- Przed chwilą nas nie chciałeś - burknęła Strażniczka Ognia - Dlaczego teraz zapraszasz nas do swojego domu ?
- Bo udowodniłaś, że jesteś warta, aby tu wejść
Widziałam po minie Isy, że nadal nie była przekonana, ale mimo to weszła z nami do środka. Na ścianach były porozwieszane grupowe portrety Strażników Żywiołów. Było ich naprawdę dużo, ale jeden z nich był dziwny. Inny. Rozpoznałam na nim Larissę i Nerissę. Za nimi stali dwaj chłopacy, a obok nich... było zadrapane. Jakby ktoś wyrwał zdjęcie tej postaci.
- Dlaczego ten obraz jest taki ? - spytałam, a wszystkie mięśnie kowala napięły się, jakby się zdenerwował. Moi przyjaciele też patrzyli na ten obraz
- Te obrazy pokazują bohaterów. ON nie był bohaterem, a zwykłym zdrajcą.
- Dlaczego tu są cztery postacie, a piąta jest wyrwana ? Przecież Strażników może być tylko czterech. - spytał Jackson
- Pierwszy raz miało coś takiego miejsce. Urodziły się bliźniaki, które miały moc. W przypadku rodzeństwa czyli waszym jak widzę - popatrzył na mnie i mojego brata - moce są inne choć czasem tylko jedna osoba z rodzeństwa zostaje Strażnikiem. Te bliźniaki musiały podzielić się mocą. Jeden z nich się zbuntował, bo zapragnął wszystkich mocy. To on przeciągnął Nerissę na złą stronę.
- Dlaczego porównałeś Isabellę do Nerissy ? - zadał pytanie Walter. Mężczyzna westchnął i chyba zastanawiał się czy mówić nam prawdę
- Masz takie oczy jak ona. Jesteś do niej tak podobna. Do niej z przeszłości.
- Jak mogę być do niej podobna ? Nie znam jej.
- Nerissa to... twoja babcia - odpowiedział, a my wszyscy skierowaliśmy wzrok na blondynkę, która pobladła

Nerissa to moja babcia. To moja poprzedniczka. To moja rodzina.
- Jak to ? - ledwie udało mi się coś wydusić - Larissa mówiła, że zginęła....
- Bo tak było. Została wskrzeszona przez zbuntowanego Strażnika. Mag, który ją przywrócił nazywa się Gramour i z nim będziecie walczyć. Będzie chciał zdobyć wasze moce. A w szczególności twoje Bello.
- Dlaczego ? - spytał Jackson
- Gramour to brat twojej babci. To jej brat bliźniak. Potężny mag Ognia władający mrocznym płomieniem. - myślałam, że zemdleje - Jesteś dla Niego dużym zagrożeniem. Nawet najjaśniejsze światło kryje w sobie mrok. A w każdej ciemności kryje się światło. To zasada Yin-Yang. Bardzo ważna do walki z Gramourem
- On też był twoim uczniem ? - spytała Lily
- Tak
- Dlaczego nie mogłeś go powstrzymać tak jak Isy ?
- Isabella jest słaba. Nie umie panować nad swoją mocą, więc łatwo ją pokonać. Moc Gramoura jest naprawdę potężna. Zawsze była. Nawet twoja babcia nie mogła go pokonać. Musimy Cię wytrenować. Was wszystkich. Musimy stworzyć Wam zbroje Żywiołów.
- Wiemy. Larissa nam powiedziała.
- Dobrze. Dostaniecie ode mnie wskazówki. Udacie się do czterech światów zniszczonych przez Gramoura. Tam znajdziecie cząstki swoich żywiołów. Później zaprojektujecie zbroje, a ja je wykuje.
- Nie możesz nas wytrenować ? - spytał Jackson
- Nie. Nic nie mogę zrobić bez zbroi. Przykro mi.
- Okej. To kiedy wyruszamy ?
- Jutro o świcie

czwartek, 2 kwietnia 2015

Rozdział 6 - Wojna już się rozpoczęła

Już prawie się pocałowaliśmy gdy nagle ... uderzył między nas piorun. Odrzuciło nas od siebie. Spojrzałam w górę i zobaczyłam wiszącą nad grotą postać. Po sylwetce poznałam, że to kobieta. Spojrzałam na Jacksona, który już stał na nogach. Pomógł mi i zaczęliśmy się zastanawiać czy ją atakować. Z mroku nagle wyłoniły się jakieś bestie. Tajemnicza kobieta przyglądała nam się z góry podczas gdy potwory nas atakowały. Zaczęliśmy z nimi walczyć. Strzelałam w nich kulami ognia, ale rzadko trafiały.
- Jackson osłaniaj mnie ! - krzyknęłam i wyciągnęłam naszyjnik. Zadzwoniłam do Lily.
- Lily mamy problem ! Jesteśmy w Wymiarze Kassar. Zaatakowały nas bestie. Potrzebujemy pomocy ! I to szybko ! - wydałam polecenie.
- Dobra będziemy za chwilę z Walterem w parku. Wyślij mojego brata do nas, bo inaczej nie prze teleportujemy się. - oznajmiła, a ja przytaknęłam.
- Jackson musisz iść po resztę - rzuciłam i pomogłam walczyć
- Nie zostawię Cię
- Idź ! Poradzę sobie - przytaknął. Rzucił kulę i pojawił się portal. Spojrzał na mnie upewniając się, że sobie poradzę. Uśmiechnęłam się co odwzajemnił. Zniknął w portalu. Nagle usłyszałam okropny śmiech kobiety. Wkurzyła mnie. Włosy zaczęły mi płonąć. Ona podleciała do mnie, a bestie się odsunęły jednak cały czas na mnie warczały. Teraz mogłam dokładniej się jej przyjrzeć. Miała ciemnogranatowe włosy i szarą karnację. Jej sylwetka była szczupła jednak bardzo umięśniona. Oczy świeciły się na bordowy kolor. Usta były pomalowane podobną szminką. Jej strój był dziwny. Składał się z czegoś w stylu bojowego stanika z ćwiekami i długiej przeźroczystej, poszarpanej spódnicy. Jedyny nieprześwitujący kawałek spódnicy do były bardzo krótkie bokserki. Górę stroju i dół łączył przeźroczysty pionowy pasek na pępku. Cały strój był w kolorach czerni i granatowego. Na rękach miała dziwne tatuaże. Kogoś mi przypominała.
- Kim jesteś ? - wysyczałam
- Nazywam się Nerissa. Miło Cię w końcu poznać Isabello - odpowiedziała z uśmiechem
- Skąd znasz moje imię ?
- Wiem wiele rzeczy i znam wiele osób...
- Czego chcesz ?
- Władzy. Ale bardzo mnie bawi powolny podbój świata...
Chciałam odpowiedzieć, ale przerwała mi
- ... Twoi "przyjaciele" wracają. Lepiej nie wchodźcie mi w drogę... - wysyczała i zniknęła jak jej bestie.
Po dosłownie 2 sekundach pojawili się inni Strażnicy. Jackson od razu znalazł się przy mnie. Oddałam Jego uścisk.
- Wszystko dobrze ?
- Ze mną tak, ale ta kobieta... Musimy iść do Larissy. - rzuciłam i po chwili wszyscy byliśmy na miejscu. Opowiedzieliśmy całą historię. No może pominęliśmy fragment naszej próby pocałunku.
- Jest gorzej niż myślałam. Nerissa wróciła. Musicie wyruszyć na wyprawę wcześniej...
- Kim jest Nerissa ? - zadała pytanie Lily
- ... Moją siostrą... - powiedziała, a my popatrzyliśmy po sobie zdziwieni. Rzeczywiście były w jakiś sposób podobne. - To bardo długa historia. Kiedyś ją Wam opowiem. Ale nie teraz. Musicie wyruszyć na wyprawę wcześniej.
- A co ze szkołą ? - spytał Walter
- Wyślemy klony. Powinny wytrzymać całą podróż. Jeśli w nią wyruszycie nie będziecie mogli zawrócić.
- Ja się zgadzam - oznajmiła Lily i wyciągnęła rękę przed siebie
- Ja też - Walter położył dłoń na rękę Lil
- Wchodzę w to - dołączył Jackson. Wszyscy spojrzeli na mnie.
- Dobra ja też idę - uśmiechnęłam się i dołączyłam się do nich. - Wytrwamy do końca.
- Świetnie. Spakujcie kilka ciuchów codziennych, wizytowych i innych. Wrzućcie rzeczy jak na biwak tylko na dłużej - rzuciła nam plecaki w ulubionych kolorach - To torby bez dna. Są niesamowicie lekkie. A i jeszcze coś - podała nam sakiewki na szerokość dłoni, a wysokość szklanki - To pieniądze, których wolno Wam używać  w innych Wymiarach.
- Nie możemy tego przyjąć - Walter
- To są pieniądze Waszych Przodków. Poprzedni Strażnicy dorobili się majątków. To tylko niewielki fragment tej fortuny
- Jeśli tak to to całe Strażnikowanie coraz bardziej mi się podoba - powiedział Jackson i wszyscy wybuchliśmy śmiechem.

*Dom Belli*

Pakuję właśnie najpotrzebniejsze rzeczy. Teoretycznie mogłabym nawet zapakować łóżko. W plecaku mam już klucze, telefon, sakiewkę z pieniędzmi, karminowy śpiwór, sporo ubrań, kilka butów, kosmetyczkę, bukłak na wodę, trochę jedzenia i rozkładany stolik z krzesłami. Niesamowite, że to wszystko jest takie lekkie. Wrzuciłam jeszcze zapalniczkę i scyzoryk. Chyba mam wszystko. Wyszłam z domu zakluczając drzwi. Była 5:56 więc słońce właśnie wschodziło. Spotkałam resztę paczki. Wszyscy mieli plecaki. Lily miała w ręce Powielacz. Wzięliśmy wszyscy po cukierku i wsadziliśmy do ust. Miały cierpki smak, który po chwili zmieniał się na bardzo słodki. Naprzeciwko nas pojawiły się nasze idealne kopie. 
- No dobra to my lecimy. - rzuciła Lily, a Jackson wyczarował portal. Wszyscy do Niego wskoczyliśmy i znaleźliśmy się przy ruinach pałacu. 
- Gotowi ? - spytała Larissa
- Chyba tak. - oznajmiłam
- Dobrze. Tu macie mapę z zaznaczoną trasą. Będzie mijać kilka wiosek. Musicie dotrzeć do Dominitriana. Będziecie szli do Niego ok. 2 dni. Pamiętajcie" Nie możecie przerwać podróży ! U kowala będę portale do różnych światów...
- Jakich światów ? - spytał Jackson
- Waszych. To bardzo trudne do wytłumaczenia. Dowiecie się na miejscu. - pożegnaliśmy się z Opiekunką i poszliśmy do lasu gdzie zaczęła się nasza wędrówka...

wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 5 - On gra w moją grę !

- Moi drodzy to jest moja córka Isabella - pochwalił się mój ojciec i objął mnie ramieniem. Dopiero teraz spojrzałam na tajemnicze osoby. Nie mogłam uwierzyć... Przede mną stał uśmiechnięty Jackson. Miał na sobie białą koszulę z popielatym krawatem, który podkreślał kolor Jego oczu. Do tego miał dżinsy. Włosy jak zwykle starannie ułożone i postawione na żelu. Wyglądał bardzo pociągająco. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jego matki.  
- Miło Cię w końcu poznać Bello - powiedziała i podała mi rękę. Odwzajemniłam gest. Ojciec Jacksona wziął moją rękę i ucałował ją.
- To zaszczyt móc Cię poznać 
- Państwo również - odpowiedziałam delikatnym uśmiechem
- Max miał rację prawda kochanie ? - kobieta zwróciła się do męża - Jest naprawdę prześliczna. Nic dziwnego, że tyle chłopaków jej się przygląda - na moje usta wkradł się rozbawiony uśmiech. Odwróciłam głowę. Rzeczywiście dużo przedstawicieli płci przeciwnej przyglądało mi się z pożądaniem. Byłam już trochę do tego przyzwyczajona. Spojrzałam ponownie na przyjaciela. W Jego oczach widziałam ogniki... zazdrości ? Gdy się zorientował, że na Niego patrzę odchrząknął. 
- Zatańczysz ? - spytał i ukłonił się wyciągając dłoń w moją stronę. Od razu położyłam swoją rękę na Jego.
- Oczywiście - powiedziałam i ruszyliśmy na parkiet. Objął mnie jedną ręką w tali, a drugą złączył z moją. Ja położyłam Mu dłoń na ramieniu i zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Przez cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Postanowiłam zacząć jakoś rozmowę.
- Dlaczego nie przyszedłeś z Lily ?
- Rozchorowała się... Pięknie wyglądasz - skomplementował mnie
- Dziękuję. Ty również niczego sobie - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Staram się - zażartował, a ja cichutko zachichotałam
- Nie martwisz się ?
- Czym ?
- Sophie cały czas nam się przygląda. Chyba widzi we mnie zagrożenie.
- Nie może porównywać siebie do Ciebie - powiedział, a ja zrobiłam obrażoną minę. Ona jest niby lepsza ?! - Ty jesteś o wiele ładniejsza  - uśmiechnął się zalotnie, a ja przestałam się marszczyć ze złości. Nagle wpadł mi do głowy pomysł. 
- I tylko dlatego Ci się podobam ?
- Skąd wiesz, że mi się podobasz ? - spytał zszokowany
- Sam mi to właśnie powiedziałeś - zachichotałam. Przez chwilkę był zdziwiony, ale po chwili zaśmiał się. Położył swoje ręce na moją talię, a ja zarzuciłam Mu ręce na szyję.
- A ja Ci się podobam ? - szepnął mi do ucha cwaniacko. Ciarki przeszły mi po plecach. Kurde on gra w moją grę ! Rozbawiona przewróciłam oczami.
- Może... - wymigałam się tajemniczo
- Jesteś pewna ? - ON WIE ! - Chodź pokaże Ci coś - powiedział i pociągnął mnie za dłoń. Gdy byliśmy już na podwórku wyciągnął z kieszeni spodni teleporter. Przeszliśmy przez portal i znaleźliśmy się w magicznym świecie. Nocą było tu bajecznie. Spojrzałam na Niego zdziwiona. Nie rozumiem dlaczego tu przyszliśmy. 
- Chwyć się mnie - powiedział wciąż się uśmiechając. Widząc moje skrępowanie zaczął czarować wiatr wokół nas tak, że zaczęliśmy się unosić parę metrów nad ziemią. Bez zastanowienia przytuliłam się do Jego dobrze wyrzeźbionego torsu. Przerażona zamknęłam oczy. Objął mnie jedną ręką, a drugą poskramiał powietrze. Po chwili poczułam pod stopami grunt jednak za bardzo się bałam, żeby spojrzeć. 
- Mała możesz przestać się we mnie już wtulać. Jesteśmy na ziemi. Nie musisz się bać - powiedział cwaniacko. Natychmiast się od Niego odsunęłam i lekko szturchnęłam go łokciem w brzuch. 
- Wcale się nie bałam - zapewniłam. Chłopak westchnął i ponownie zaczął zaklinać żywioł. Znowu się do Niego przytuliłam. Nagle zorientowałam się, że cały czas czuję podłoże. Podniosłam głowę i napotkałam Jego rozbawione spojrzenie skierowane na mnie. - Dobra. Może trochę się bałam. - odpowiedziałam z przekąsem. Podszedł do jakiejś kamiennej ściany. Czegoś szukał. Znalazł  i nacisnął płytkę. W górze uformowały się wrota. Byłam bardzo zaskoczona.
- Zamknij oczy - szepnął Jackson, a ja wykonałam polecenie. Złapał mnie za rękę i gdzieś prowadził. - Już możesz - Powoli otworzyłam oczy i myślałam, że śnię. Na przeciwko nas znajdował się wodospad w którego płynęła krystalicznie czysta woda. Spływała do wielkiego jeziorka. Nad kryjówką znajdował się księżyc. Wokół było pełno zieleni, a na skale w której znajdował się wodospad było pełno lian i kwiatów. Dodatkowo w kamieniu były schody prowadzące na górę. 
- I jak ? Podoba Ci się ? - spytał Jackson trzymając mnie delikatnie za ramiona.
- Tu jest cudownie - szepnęłam jak zahipnotyzowana. Odwróciłam się do Niego i spojrzałam w Jego szare oczy, które błyszczały w świetle księżyca - Tak...
- Co tak ? - spytał
- Podobasz mi się...
- Tylko dlatego, że cię tu zaprowadziłem ? - zażartował, a ja się uśmiechnęłam
- Nie - w tym momencie zsunął swoje ręce w moich ramion na talię i przyciągnął bliżej siebie -Kocham Cię...

- Ja Ciebie też... - wyszeptał i zaczął zbliżać się do mnie. Prawie się pocałowaliśmy gdy...

piątek, 6 marca 2015

Rozdział 4 - Banda snobów

*Trzy miesiące później*

Trenowaliśmy na placu położonym niedaleko zniszczonego zamku. Staliśmy na osobnych platformach, a przybliżając się do ich krawędzi i spoglądając w dół nie dało się zobaczyć nic. Czasem ciekawiło mnie czy coś tam się znajduje. Każdy miał własne przeszkody i manekiny. Oprócz używania mocy musieliśmy poprawić naszą sprawność fizyczną. Dla Jacksona i Lily nie było to trudne. Oni ogólnie byli wysportowani. Mnie też szło nie najgorzej no przynajmniej uniki i wyskoki. Z kontrolowaniem mocy miałam problem.
- Isabella skup się ! - mówiła do mnie, któryś raz Larissa. Nie potrafiłam spełnić jej prośby. To nie tak, że nie chciałam, ale coś nie pozwalało mi się skupić. Po raz kolejny próbowałam wcelować płomieniem do obręczy zwisającej parę metrów nad nami w powietrzu. Po raz kolejny nie mogłam utrzymać ognika w ręce i upadł. Po raz kolejny mi nie wyszło. Larissa tylko warknęła i rzuciła "Zaraz wracam". Jackson podleciał do mnie przy użyciu swojej mocy, której opanowanie dobrze mu szło. Przez te kilka miesięcy zbliżyliśmy się do siebie. Oczywiście nadal Sophia mną gardziła i uprzykrzała mi życie na każdym kroku, ale nie przeszkadzało mi to. Często jej chłopak stawał w mojej obronie. Czułam do Niego coś niesamowitego. Nie potrafię określić co to było. Lily mówiła mi, że jej brat często znika. Po szkole podobno teleportuje się tutaj. Potrafi wrócić dopiero, o którejś w nocy oczywiście prosząc wcześniej siostrę, żeby usprawiedliwiła go u rodziców. Nie wiadomo co tutaj tyle czasu robi. Raczej nie trenuje. Nie lubi treningów. Larissa też nic nie wie. Chłopak położył mi dłoń na ramieniu i posłał pocieszający uśmiech. Odwzajemniłam go ciągle będąc w krainie marzeń. Moje rozmyślanie przerwała Opiekunka.
- Walter, Lily chodźcie tutaj ! - rozkazała, a Walter wziął wodę z wielkiego wodospadu, który był naprzeciwko tyłu zamku. Utworzył sobie z niej most. Lily to samo zrobiła w lianami i roślinami, które porastały całą górę. Usiedliśmy obok siebie po turecku. Larissa otworzyła książkę. Były na niej jakieś mistyczne rysunki. Przedstawiały przepiękne zbroje. Przyjaciółka mojej babci poświeciła księżycem, który był na fioletowo-różowym niebie cały czas. Te rysunki jakby ożyły. Wisiały parę centymetrów na księgą. Każdy strój był inny. Wyjątkowy.
- Od wieków Strażnicy żywiołów zdobywają zbroje mocy. Pomagają one kontrolować siłę elementów. W czasie ferii zimowych wyruszycie po nie.
- Jak to wyruszymy ? - spytała Lily
- Musicie znaleźć cząstki swoich żywiołów i przynieść je do Dominitriana. On jest kowalem, który wykuje wam zbroje. Na dziś koniec treningu - zarządziła i odeszła. Jackson wyciągnął Teleporter i powiedział:
-Wall Street, Beverly Hills - i rzucił kulkę na ziemie. Od razu otworzył się błękitno-srebrny portal. Pierwsza do Niego wskoczyłam. Gdy byłam już na naszej ulicy z portalu wyskoczyła Lily, Jackson i Walter. Pożegnaliśmy się wszyscy buziakiem w policzek i rozeszliśmy do swoich domów. Nadal smutna otworzyłam drzwi i od razu zobaczyłam, że w salonie siedzą moi rodzice (Dom w skrócie: salonsalon z dalekakuchniałazienkałazienka na górzepokój rodzicówpokój Isabelli - od aut.)
- Mamo ? Tato ? Co wy tutaj robicie ? - powiedziałam rzucając się mamie w ramiona
- Przyjechaliśmy, bo wyprawiamy bankiet wigilijny - odpowiedziała odwzajemniając uścisk - Zaprosimy ważne osoby i ich dzieci. Mam nadzieję, że się z nimi dogadasz. Większość z nich jest w twoim wieku.
- Pff kolejna banda snobów - prychnęłam
- Bello proszę Cię. Bądź na tym przyjęciu, to tylko jeden wieczór - powiedział mój tata
- Ech no dobrze.
- Świetnie ! - pisnęła rozentuzjazmowana mama - Mam dla Ciebie strój, który na pewno Ci się spodoba !
- W to nie wątpię - mruknęłam do siebie i ze sztucznym uśmiechem przytuliłam rodziców. Później pomogłam im się rozpakować i zjedliśmy razem kolacje. Leżałam na łóżku w bluzce na ramiączkach w kolorze pudrowego różu i białych dresowych spodenkach. Myślałam o bankiecie. Nigdy ich nie lubiłam. Rodzice mają w zwyczaju wydawać takie przyjęcia, ale często na nie, nie idę. Właściwie to nigdy. Muszę zawsze udawać, że dobrze się bawię podczas gdy rzeczywistość jest zupełnie inna...

*Kilka dni później*

Jestem na piętrze w łazience. Z dołu wyraźnie słychać muzykę. Jest 24 grudnia, godzina 19:07, przyjęcie już się rozpoczęło, a ja nadal się szykuje. Mam na sobie czerwoną sukienkę od Laona, do tego sandały na obcasie Buffalo, kolczyki i naszyjnik Swarovskiego. Moje falowane włosy, które teraz pachniały kokosem były rozpuszczone. Spojrzałam w lustro. Miałam pomalowane tuszem rzęsy, na ustach czerwoną szminkę, która pięknie kontrastowała z moimi zielonymi oczami. Na powiekach był złoty cień z brokatem. Wyglądałam świetnie. Ale jesteś skromna Nixon, skarciłam się w myślach. Otworzyłam drzwi i zaczęłam wolnym i eleganckim krokiem schodzić po schodach z delikatnym uśmiechem na ustach. Wiele osób spojrzało w moją stronę. Głównie byli to chłopacy w moim wieku, którzy patrzyli jakby zobaczyli ósmy cud świata, a jeśli jakaś dziewczyna zwracała na mnie uwagę to z nienawiścią i zazdrością. Rzuciłam przelotne spojrzenie po zgromadzonych w moim domu osobach. O nie. W oddali rodzice Sophii oczywiście z samą dziewczyną. Ubrała różową sukieneczkę w białe zawijasy, która sięgała do połowy ud. Jak zwykle była strasznie umalowana. Mimo takiego stroju żaden chłopak nie zwracał na nią uwagi przynajmniej od kiedy ja tu weszłam. Szukałam wzrokiem moich rodziców. Rozmawiali z trójką jakiś osób, które były odwrócone do mnie tyłem. Dwoje mężczyzn i kobieta. Wyższy mężczyzna był szatynem, a kobieta miała kasztanowe włosy. Chłopak na środku również był szatynem, ale było w nim coś znajomego. Przyglądałam Mu się uważnie, aż mój tata mnie zauważył. Gestem ręki pokazał, żebym podeszła. Pewnie podeszłam do tajemniczych osób. 
- Moi drodzy to jest moja córka Isabella - pochwalił się mój ojciec i objął mnie ramieniem. Dopiero teraz spojrzałam na tajemnicze osoby. Nie mogłam uwierzyć...

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 3 - Robi się coraz ciekawiej...

Dotarłam do czegoś co przypominało ruiny zamku. Wszędzie były rośliny, a konstrukcja wyglądała na mocno niestabilną. Obok mojego tunelu były jeszcze trzy. Nagle ktoś z nich wyszedł. To był Walter ! Podbiegłam do Niego. Zauważył mnie.
- Walter ! Wiesz gdzie jesteśmy ?
- Nie mam pojęcia
- Jak byłam w domu stało się coś dziwnego. Chciałam zapalić drewno, ale gdy przybliżyłam rękę samo się zapaliło.
- Ja  chciałem włączyć zraszacz ogrodowy, ale coś się popsuło. Wyciągnąłem rękę w tamtą stronę i nagle zaczęła lecieć woda. Ja go nie włączyłem...
- Dziwne - mruknęłam i coś zobaczyłam. Chłopak to zauważył i też patrzył w tą stronę. Zauważyłam Lily i Jacksona. Podbiegliśmy do nich.
- Lily ! Jackson ! Jak dobrze Was widzieć - powiedziałam i rzuciłam się przyjaciółce na szyję.
- A ze mną się nie przywitasz ? - spytał jej brat z cwaniackim uśmiechem
- Zastanowię się - odpowiedziałam i odwzajemniłam gest - Dzieję się coś dziwnego. Wiecie co tu robimy ?
- Nie mam pojęcia, ale jak chciałam przekopać kwiatka ziemia wyleciała z doniczki i wleciała na Jacksona, który brał prysznic. - zachichotała, a ja jej zawtórowałam. Chłopak zrobił obrażoną minę.
- Ja ręką zapaliłam drewno, a Walter włączył zraszacz nie używając kranu. Ty rzuciłaś ziemią - wskazałam na dziewczynę - A ty ? Zrobiłeś coś ? - zwróciłam się do Jacksona
- Chyba nie. Oprócz tego, że gdy chciałem ściągnąć ręcznik z wieszaka on odfrunął do umywalki - zaśmiał się - A nie było przeciągu.
- Co się z nami dzieję ? - spytałam
- Dojrzewacie - odpowiedział jakiś głos. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy wysoką kobietę o śnieżnobiałej karnacji i włosach lśniących tajemniczym połyskiem. jej oczy były jak dwa węgielki. Była bardzo chuda. Jej talia była na szerokość taka jak moja dłoń.
- Eee nie sądzę. Z tego co wiem to oznakami dojrzewania są humorki i pryszcze. - zaśmiał się, a kobieta tylko lekko się uśmiechnęła.
- Nie chodzi mi o dojrzewanie ludzkie. - wszyscy się zdziwiliśmy - Może wierzyć lub nie, ale macie niezwykłe moce. Jesteście Strażnikami Żywiołów - zakończyła z poważną miną. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Raczej nie żartowała, ale to wydawało się takie nierealne. Podeszłam kilka kroków do przodu. Czułam na sobie zdziwione spojrzenia przyjaciół.
- Jaki mamy dowód, że mówisz prawdę ? - spytałam oschle. Ona podeszła, ale wciąż zachowywała kilka metrów odstępu.
- Zdenerwuj się - powiedziała spokojnie, a ja na nią spojrzałam zdziwiona.
- Jak mam się wkurzyć na zawołanie ? - spytałam, a Jackson podszedł do mnie pewnie i nachylił się nad moim uchem:
- Bell czytałem twój pamiętnik - wyszeptał, a ja miałam ochotę go zabić. Odbiegł ode mnie do Lily i Waltera. Stanął obok i się uśmiechał. Wkurzyłam się. Podeszłam do Niego, żeby się wydrzeć. Poczułam dziwne łaskotanie z tyłu głowy, a przyjaciele mieli miny jakby zobaczyli ducha. Spojrzałam w rozbite odłamki lustra, które było niedaleko mnie. Moje włosy płonęły ! Zamieniły się w język ognia, ale nie były spalone. Po prostu zamieniły się w żywy ogień. Dodatkowo sięgały mi do bioder. Spojrzałam na tajemniczą kobietę.
- Teraz spróbuj się uspokoić - powiedziała, a brat Lily znów do mnie podszedł. Mierzyłam go zimnym wzrokiem.
- Nie przeczytałem twojego pamiętnika - poczułam, że mówi prawdę. Moje włosy przestały płonąć i były znów do łopatek. Odetchnęłam z ulgą. Gdyby się dowiedział, że ja... Umarłabym ze wstydu.
- Czyli mówiłaś prawdę - powiedziała przyjaciółka i podeszła do nas z Walterem
- Tak. Jesteście Strażnikami Żywiołów. Lily ma moc Ziemi. Walter kontroluje Wodę. Jackson włada Powietrzem, a ty Bello poskramiasz Ogień. Jestem Larissa, Opiekunka Żywiołów i pomogę Wam kontrolować moce. Inaczej w waszym świecie mogłyby być niebezpieczne. - powiedziała, a ja się zmartwiłam.
- Dlaczego nam pomagasz ? - spytałam, a ona popatrzyła na mnie pytająco
- Bo muszę. Jestem Opiekunką Żywiołów - odpowiedziała wyraźnie zdziwiona moim pytaniem
- Nie musisz - odpowiedziałam spokojnie - Mogłabyś nas zostawić samych z tym problemem. Dlaczego nam pomagasz ? - powtórzyłam pytanie
- Bo byłam kiedyś na waszym miejscu. Znałam twoją babcię. Abigail była wspaniałą przyjaciółką. - zdziwiła mnie jej odpowiedź. Nie zdążyłam poznać babci. Mama tylko opowiadała, że jej matka była przepiękną i dobrą kobietą. - Była bardzo młoda gdy urodziła dziecko. Twoja matka nigdy nie wiedziała o jej mocach. Gdy miałaś kilka tygodni twoja matka zostawiła Cię u Abigail, a sama pojechała na zebranie w firmie. Tego dnia byłam z Abby. Złe moce zaatakowały nas. Porwały Cię i żądały czegoś co miała Strażniczka Ognia. Mogły to zabrać tylko w jeden sposób. Abigail oddała swoje życie, abyś ty była bezpieczna. Zabrałam Cię i uciekłam. Razem z innymi Strażnikami wymyśliliśmy, że twoja babcia zginęła w pożarze. Jednak to czego szukały ciemne moce, nie było w Abby tak jak sądziliśmy na początku. Nie wiemy kto posiada ten dar i tu rozpoczyna się wasze zadanie. Musicie odnaleźć osobę, która posiada Dar Wskrzeszenia. Jeśli Wam się nie uda Tenebris ożyje, a świat pogrąży się w ciemności. - ciarki przeszły mi po plecach.
- Co mamy zrobić ? - spytał Walter
- Trenować. We wtorki i w czwartki. We wtorek będziecie uczyć się o tym świecie, a w czwartki będą zajęcia praktyczne.
- Czyli ? - spytał Jackson
- Nauczę Was używać mocy. Jest kilka spraw, które musicie wiedzieć:
1) Nie możecie nikomu powiedzieć o waszych mocach
2) Musicie uważać z mocami. Na razie silne emocje mogą sprawić, że stracicie kontrole.
3) Za wszelką cenę unikajcie chorób i rzeczy, na które macie alergie. Inaczej zaczniecie kichać wodą itp.
4) Macie się zawsze stawiać kiedy Was wezwę.
- I jeszcze jedna sprawa. Dostaniecie kilka rzeczy ode mnie. Pomogą Wam ukryć moce. - podała każdemu z nas jakieś sprzęty. - To - wskazała na coś w rodzaju przeźroczystego tabletu, które dostał Walter - jest urządzenie z informacjami o naszym świecie tzw. dziennik. Pomoże Wam to w różnych misjach. - później wymieniła inne rzeczy. W skrócie:
Teleporter - srebrno-złota kula z mikrofonem. Wypowiada się nazwę miejsca i rzuca kulę. Otwiera się portal i się wskakuje. Dostał to Jackson.
Powielacz - stworzy nasze kopie gdy będziemy musieli wyjść w czasie lekcji. Przypomina torbę z cukierkami. Gdy się je zje powstają dokładne kopie. Znikają na polecenie. To dostała Lily.
Komunikator - dostaliśmy je wszyscy. Jackson ma to w formie swojego zegarka, Walter tak samo, Lily jako srebrną bransoletkę, którą zawsze nosi, a ja jako pierścionek z płomieniem. 
Użyliśmy teleportera i znaleźliśmy się w Central Parku. Nikt nie odezwał się ani słowem. Położyliśmy się na trawie i wpatrywaliśmy w rozgwieżdżone niebo. W końcu ktoś się odezwał:
- No to teraz się zacznie. A jeszcze kilka godzin temu byliśmy zwykłymi nastolatkami. Teraz mamy ratować świat. - powiedział Walter
- My chyba nigdy nie byliśmy zwyczajni - dodała Lily
- I nie będziemy - dorzucił Jackson
- Robi się coraz ciekawiej...

wtorek, 24 lutego 2015

Rozdział 2 - Co się dzieje ?

Obudziłam się o 7:00. Poszłam szybko pod prysznic i umyłam włosy kokosowym szamponem, a ciało żelem pod prysznic o zapachu białej magnolii. Założyłam satynowy szlafrok i rozczesałam mokre włosy. Zeszłam na dół zrobić sobie śniadanie. Ciągle zerkałam na zegar. 7:30 Zrobiłam sobie tosty z serem i keczupem. Wzięłam kubek z malinową herbatą i usiadłam w kuchni czytając jakąś gazetę i jedząc śniadanie. Wstawiłam naczynia do zmywarki i poszłam na górę się przyszykować 7:43 Stanęłam przed szafą szukają odpowiedniego stroju. 7:46 Po chwili znalazłam  sukienkę. Założyłam do niej czarną, skórzaną kurtkę i sznurowane botki w tym samym kolorze. Włosy opadały falami. 8:03 Zrobiłam jeszcze poranne czynności i nałożyłam makijaż. 8:15 Leciutko przejechałam tuszem po rzęsach i pomalowałam usta szminką w kolorze pudrowego różu. Muszę przyznać, że wyglądam świetnie. Sukienka sięgała lekko za połowę ud odsłaniając moje długie nogi. 8:37 Wzięłam jeszcze czarną torebeczkę na złotym łańcuszku i wzięłam mojego iPhona i wyszłam.

Byłam strasznie zdenerwowana. Gdy weszłam do szkoły zobaczyłam całkiem sporo osób. Udało mi się wypatrzeć Lily. Podeszłam do niej. Rozmawiała z jakimś wysokim chłopakiem.
- Hej Lily ! - przywitałam się
- Hej Bell ! To jest Walter - przedstawiła chłopaka
- Walter - podał mi rękę
- Isabella - odwzajemniłam gest i uśmiechnęłam się ciepło
- Czyli chcesz się tu dostać ? - przytaknęłam - To naprawdę świetna szkoła. Ale uważaj na Sophie. Potrafi nieźle dokopać nowym zwłaszcza jeśli są takie ładne - zarumieniłam się
- Dzięki. Hej mam pytanie - spojrzeli na mnie zdziwieni - Lily, Walter to twój brat ?
- Nie - odpowiedziała - Mój brat to ten co obejmuję tą laskę w różowej sukieneczce. - wskazała, ale nie widziałam Jego twarzy, bo był odwrócony tyłem do mnie. Sophie za to mnie zauważyła. Była brunetką, średniego wzrostu. Miała bursztynowe oczy i zdecydowanie za dużo czerwonej szminki na ustach. W ogóle jej twarz przypominała tapetę. Wracając do chłopaka to wydawał mi się znajomy.
- Isabella Nixon - powiedziała dyrektorka kiedy przyszła moja kolej
- Idź. Będzie dobrze - zachęca mnie przyjaciółka
- Dasz radę - słyszę od Walter
- Dziękuję Wam - powiedziałam szybko i przytuliłam ich. Wzięłam głęboki wdech i wypuściłam powietrze po czym weszłam na scenę. Popatrzyłam jeszcze raz na Sophie, która dosłownie miażdżyła mnie wzrokiem. Kiedy spojrzałam na jej chłopaka nie mogłam uwierzyć moim oczom. To Jackson ! Ten chłopak, z którym zderzyłam się w parku. On chyba też mnie zauważył. Zrobiło mi się gorąco. Odwróciłam speszona wzrok.
- Bello co nam zaprezentujesz - wyrwała mnie z zamyślenia dyrektorka, która była w jury razem z jak sądzę po ubiorze nauczycielem Wf-u  i chyba wicedyrektorką.
- Zaśpiewam ... - zawahałam się - "Look At Me Now" Keke Palmer - zmieniłam nagle utwór, a Lily nie była tym zachwycona, więc posłałam jej zrozumiały uśmiech. Gdy muzyka wydobyła się z głośników zaczęłam śpiewać. Najpierw czułam się nieswojo, ale gdy popatrzyłam na Jacksona, który uśmiechał się łagodnie w moją stronę zaczęłam pewniej śpiewać. Gdy skończyłam wszyscy klaskali oczywiście oprócz Sophie, która ewidentnie mnie nie trawiła. Zeskoczyłam ze sceny i podbiegłam do Lily i Waltera.
- I jak - spytałam przyjaciółki
- Okropnie - powiedziała śmiertelnie poważnie, a mój uśmiech znikł - Żartuję ! Byłaś niesamowita !
- Lil ma rację. Dałaś czadu - powiedział Walter
- Dziękuję Wam - powiedziałam i mocno ich uściskałam. Gdy się ściskaliśmy ktoś podszedł do nas i wolno i cynicznie zaczął klaskać.
- Świetny występ Bello - powiedziała złośliwie Sophie
- Po co tu przyszłaś zołzo - spytała nieźle wkurzona Lily
- Nie mam sprawy do Ciebie tandeciaro tylko do Izuni - powiedziała przesłodzonym, a zarazem złośliwym głosem. - Słuchaj ! Postawmy sprawę jasno. To - wskazała na Jackson, który patrzył w naszą stronę - Jest MÓJ chłopak, a TY masz się trzymać od Niego z daleka - zarzuciła włosami i poszła. Przewróciłam tylko oczami. Nagle podszedł do nas wcześniej wymieniony chłopak. Na Jego twarzy malował się cwaniacki uśmiech.
- Co siostra Sophie dała już nowej popalić ? - spytał chociaż jak na mój gust doskonale znał odpowiedź
- Tsaaa jak ty możesz z nią chodzić ? - spytała ironicznie, a ten wzruszył ramionami. Popatrzył się na mnie.
- Kto by pomyślał, że znowu się spotkamy ?
- Wiesz jak to mówią wypadki chodzą parami - zaśmiałam się
- Zaraz to wy się znacie ? - spytał Walter, a Lily się nad czymś zastanawiała
- To to jest ta śliczna dziewczyna na którą wpadłeś w parku ? - teraz ona miała cwaniacki uśmiech, a jemu mina zrzedła. Ja się zarumieniłam. - Laska wiesz ile on o tobie gadał ? Matko prawie mnie zamęczył na śmierć... - chyba byłam cała czerwona, a Lily bawiła się w najlepsze. Jackson się wkurzył.
- Siostra przestań - warknął i spojrzał na mnie zawstydzony, a ja cicho zachichotałam. - Świetnie śpiewasz
- Dzięki, a wy jak tu się dostaliście ?
- Ja gram na gitarze klasycznej, Lily i Jackson są wysportowani no i Lil świetnie jeździ konno - pochwalił Walter
- Mam nadzieję, że się tu dostanę. Ta szkoła jest boska !
- Taaa - powiedział jak zahipnotyzowany Jackson wpatrując się we mnie. Posłałam Mu znaczące spojrzenie, a on się otrząsnął i speszył. Nagle dyrektorka podeszła do tablicy ogłoszeń i zawiesiła kartkę z wynikami. Wszyscy, którzy przyszli na przesłuchanie podbiegli do tablicy łącznie z nami. Niektórzy piszczeli ze szczęścia inni albo przeklinali pod nosem albo płakali. Nareszcie udało mi się przejść. Zaczęłam szukać swojego nazwiska. Znalazła i przeczytałam wynik. Podeszłam do przyjaciół ze spuszczoną głową.
- I co ? - dopytywali się
- Nie dostałam się - mruknęłam smutna.
- Ale jak przecież ty... - zaczęła Lily, a ja się uśmiechnęłam
- Żartuję ! Dostałam się - zaczęłam skakać ze szczęścia i rzuciłam się Lily na szyję. Przytuliłam też Waltera, a potem Jacksona. Przez dłuższą chwilę nie odrywaliśmy się, ale chudy chłopak chrząknął znacząco. Niechętnie oderwałam się od niego.

Poszliśmy we trójkę do kina na "Wkręceni 2" Potem jeszcze pochodziliśmy po mieście. Byliśmy na lodach, ścigaliśmy się na rowerach i leżeliśmy w parku na trawie rozmawiając o wszystkim i wpatrując się w zdarzającą się raz na trzy lata Niebieską Pełnię.
- O jest już po 22 muszę iść. Pa - powiedziałam i dałam wszystkim buziaka na do widzenia. Gdy wróciłam do domu usiadłam przy kominku. Chciałam go rozpalić, więc zaczęłam wyjmować resztki i wkładać nowe drewno. Gdy chciałam zapalić polano jedna zapałka wpadła do stosu, a ja zaczęłam jej szukać. Światło księżyca wpadało przez okno.Wyciągnęłam i włożyłam na miejsce po czym zaczęłam układać drewienka i gdy zbliżyłam rękę drewno zapaliło się. Przestraszona odskoczyłam.
- Jak to się... Jak ja to ... - nie mogłam zebrać myśli Co się dzieje ? Nagle światło księżyca skierowało się na mnie i zaświeciło jasno-niebieskim blaskiem. Po chwili poczułam dziwne mrowienie. Zamknęłam oczy. Gdy je otworzyłam byłam przed czymś co przypominało tunel z roślin. Postanowiłam pójść w tamtym kierunku. I tak nie miałam wyboru...

poniedziałek, 23 lutego 2015

Rozdział 1 - Zamyśliłem się...

Jestem Isabella i mam 17 lat. Właśnie przeprowadziłam się do Beverly Hills. Wraz z rodzicami zamieszkałam w dwupiętrowym domu. Rodzice często jeżdżą po delegacjach, więc będę mieszkać sama. Jest końcówka wakacji i przez ten tydzień muszę zapisać się do szkoły. Jutro ma się odbyć oprowadzenie po Talents School. Zależy mi, żeby dostać się do tej szkoły. Pomagają tam odkryć talent i rozwijać go. Ja jeszcze nie poznałam swojego talentu...

*Następnego dnia rano*

- Pik, pik, pik ! - pieklił się budzik. Machnięciem ręki wyłączyłam irytujące urządzenie i zwlokłam się z łóżka. Wzięłam strój do biegania i poszłam się ubrać. Związałam blond włosy w wysokiego kucyka, zgarnęłam wodę i mp4. Włożyłam słuchawki do uszu i wyszłam z domu wcześniej zamykając drzwi. Biegłam przed siebie rozglądając się po okolicy i wsłuchując się w "Shake It Off"  Taylor Swift. Byłam sama w jakimś parku. Nic dziwnego, że nikogo nie ma. Jest w końcu 7:05. Po chwili piosenka się skończyła, a ja nie przerywając biegu zaczęłam szukać nowego przeboju. Nagle poczułam uderzenie i coś twardego. Wylądowałam na kostce brukowej, ale nic mi się nie stało. Podniosłam lekko głowę, żeby zobaczyć z kim się zderzyłam. Było to jakiś chłopak i właśnie się podnosił, więc mogłam zobaczyć tylko Jego ciemne blond włosy postawione na żelu. Gdy się wyprostował mogłam go całkowicie zobaczyć. Miał dobrze zbudowane ciało, a na nim czarne spodenki do kolan i T-shirt w tym samym kolorze. Podrapał się po głowie i kucnął wyciągając rękę w moją stronę.
- Nic Ci się nie stało ? - spytał troskliwie
- Nie chyba nie... - odpowiedziałam i podałam Mu rękę. Pomógł mi wstać i znowu zaczął się nerwowo drapać. - Przepraszam nie zauważyłam Cię...
- Nie to ja przepraszam. Zamyśliłem się... - i w tym momencie zrobiło się trochę niezręcznie. Chłopak postanowił przerwać krępującą ciszę.  - Jestem Jackson - podał mi rękę na przywitanie
- Isabella - przedstawiłam się i odwzajemniłam uścisk. Po chwili nadal trzymaliśmy swoje ręce i patrzyliśmy sobie w oczy. Mają kolor niebieski i trochę szary. Gdy zorientowałam się, że na mnie patrzy zarumieniłam się i spuściłam głowę w dół. Nagle przypomniało mi się, że o 8 muszę być w Talents School. - Eee przepraszam, ale muszę już iść. Spóźnię się na coś bardzo ważnego... Do zobaczenia ! - pomachałam gdy byłam już dalej.

Przez całą drogę powrotną myślałam o nim. Był bardzo przystojny i miły. Chwila ! Stop ! Przecież ja go w ogóle nie znam ! Gdy weszłam do domu szybko pobiegłam do pokoju, wyciągnęłam z szafy przygotowane wcześniej rzeczy i skoczyłam do łazienki. Błyskawicznie wzięłam prysznic i przebrałam się w czarne, długie legginsy, luźną koszulę dżinsową i czarne trampki za kostkę. Z szuflady wyciągnęłam cienki, beżowy pasek i zapięłam go tak, aby podkreślał moją talię. Leciutko przejechałam tuszem do rzęs i psiknęłam się ulubionymi perfumami. Zgarnęłam torebeczkę w kolorze paska i wrzuciłam do niej iPhona, klucze, gumę do żucia i kilka innych drobiazgów. Szybkim krokiem wyszłam z domu. Po paru minutach byłam na miejscu. Akurat na czas ! Szkoła była parterowa. Przed wejściem znajdowała się fontanna z krystalicznie czystą wodą. Zewnętrzna ściana była w kolorze brzoskwiniowym, a szklane drzwi dodawały nowoczesnego stylu. Wokół placówki była świeżo przystrzyżona trawa, a na środku chodnik prowadzący do wejścia. Weszłam niepewnym krokiem. Na przeciwko wejściowych drzwi znajdowały się drugie drzwi prowadzące na dziedziniec i ogromne boisko szkolne. Ściany były w kolorze mlecznym, a przy ścianach znajdowały się turkusowe i niebiesko-fioletowe szafki poustawiane na zmianę. Na podłodze były białe kafelki, a w niektórych miejscach były rośliny. Co jakiś czas były sale od różnych przedmiotów. Po prawej stronie były zamknięte teraz drzwi prowadzące do sali gimnastycznej, a po lewej kremowe schody. Na ścianach były także tablice ogłoszeń, plan lekcji i inne tego typu rzeczy. Nagle usłyszałam jakieś krzyki z dziedzińca i chciałam tam podejść, ale nagle podbiegła do mnie jakaś dziewczyna. Zdążyłam tylko zobaczyć chłopaków grających w futbol. Nastolatka miała kasztanowe włosy i ciemne oczy. Była zdyszana. Miala na sobie obtarte dżinsy i białą, bawełnianą koszulkę na ramiączkach.
- Hej przepraszam za spóźnienie - zaczęła gdy jej oddech trochę się uregulował -  Ja będę Cię oprowadzać po szkole. Jestem Lily.
- A ja Isabella
Pod kilku minutach znałam każdy zakamarek w szkole. Polubiłam Lily. Była jak sama stwierdziła "chłopczycą". Mimo to znalazłyśmy wspólny język. Dowiedziałam się, że ma brata, ale chyba się nie lubili. Opowiadała jaki to on jest próżny i złośliwy. Radziła mi go unikać. Podobno każda dziewczyna w szkole się do Niego klei mimo to, że on ma dziewczynę Sophię. Jest też kapitanem drużyny futbolowej i piłki nożnej. Jego dziewczyna przewodzi drużynie cheerleaderek i podobno jest straszną zołzą. Jej też radziła mi unikać.
Po oprowadzaniu poszłyśmy na kawę i oprowadziła mnie po okolicy. Bardzo mi się tu podobało. Cały tydzień spędziłam z szatynką. Ani razu nie miałam okazji poznać jej brata, ale to chyba lepiej. Jutro miałam zaprezentować swój talent razem z innymi uczniami, którzy planują się dostać do tej szkoły. Lilby właśnie była u mnie w domu i siedziała przy stole w kuchni przyglądając się jak robię spaghetti. Zaczęłam nucić "Własny wzór" Sylwii Grzeszczak. Nie zorientowałam się nawet kiedy zaczęłam cicho podśpiewywać.

- Proszę, smacznego - powiedziałam podając przyjaciółce talerz. Zaczęłyśmy jeść, a dziewczyna co jakiś czas się na mnie patrzyła.
- Co zaprezentujesz na przesłuchaniu ? - spytała, a ja kompletnie nie wiedziałam co odpowiedzieć
- Nie wiem - powiedziałam i wbiłam wzrok w talerz. Siedziałyśmy chwilę w ciszy.
- Zaśpiewaj - wypaliła nagle
- Słucham ?
- Słyszałam jak śpiewasz i masz naprawdę dobry głos. Powinnaś to zaprezentować. - odpowiedziała z uśmiechem
- No nie wiem ja się chyba do tego nie nadaje poza tym mam tremę
- Zaufaj mi. Poradzisz sobie - uśmiechnęła się do mnie ciepło co odwzajemniłam
- Dziękuję, ale mam prośbę... - zaczęłam
- Hym ? - dała znać, że słucha bo miała w buzi makaron z sosem. Zachichotałam cicho.
- Będziesz ze mną w trakcie przesłuchania ?
- Jasne, ale nie tylko ja... - powiedziała, a mój uśmiech znikł - Przesłuchanie jest zawsze otwarte. Każdy może przyjść pod warunkiem, że jest ze szkoły. - zmartwiła mnie ta wiadomość, ale zależy mi na tej szkole. 
- Chodź trzeba poćwiczyć - powiedziała gdy skończyłyśmy jeść. Ćwiczyłyśmy cały dzień, a o 21 Lily poszła do domu. Położyłam się wcześnie spać, bo na przesłuchaniu musiałam być o 9:00. Jutro będzie ciężki dzień...