wtorek, 10 marca 2015

Rozdział 5 - On gra w moją grę !

- Moi drodzy to jest moja córka Isabella - pochwalił się mój ojciec i objął mnie ramieniem. Dopiero teraz spojrzałam na tajemnicze osoby. Nie mogłam uwierzyć... Przede mną stał uśmiechnięty Jackson. Miał na sobie białą koszulę z popielatym krawatem, który podkreślał kolor Jego oczu. Do tego miał dżinsy. Włosy jak zwykle starannie ułożone i postawione na żelu. Wyglądał bardzo pociągająco. Z zamyślenia wyrwał mnie głos Jego matki.  
- Miło Cię w końcu poznać Bello - powiedziała i podała mi rękę. Odwzajemniłam gest. Ojciec Jacksona wziął moją rękę i ucałował ją.
- To zaszczyt móc Cię poznać 
- Państwo również - odpowiedziałam delikatnym uśmiechem
- Max miał rację prawda kochanie ? - kobieta zwróciła się do męża - Jest naprawdę prześliczna. Nic dziwnego, że tyle chłopaków jej się przygląda - na moje usta wkradł się rozbawiony uśmiech. Odwróciłam głowę. Rzeczywiście dużo przedstawicieli płci przeciwnej przyglądało mi się z pożądaniem. Byłam już trochę do tego przyzwyczajona. Spojrzałam ponownie na przyjaciela. W Jego oczach widziałam ogniki... zazdrości ? Gdy się zorientował, że na Niego patrzę odchrząknął. 
- Zatańczysz ? - spytał i ukłonił się wyciągając dłoń w moją stronę. Od razu położyłam swoją rękę na Jego.
- Oczywiście - powiedziałam i ruszyliśmy na parkiet. Objął mnie jedną ręką w tali, a drugą złączył z moją. Ja położyłam Mu dłoń na ramieniu i zaczęliśmy się poruszać w rytm muzyki. Przez cały czas patrzyliśmy sobie w oczy. Postanowiłam zacząć jakoś rozmowę.
- Dlaczego nie przyszedłeś z Lily ?
- Rozchorowała się... Pięknie wyglądasz - skomplementował mnie
- Dziękuję. Ty również niczego sobie - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się cwaniacko.
- Staram się - zażartował, a ja cichutko zachichotałam
- Nie martwisz się ?
- Czym ?
- Sophie cały czas nam się przygląda. Chyba widzi we mnie zagrożenie.
- Nie może porównywać siebie do Ciebie - powiedział, a ja zrobiłam obrażoną minę. Ona jest niby lepsza ?! - Ty jesteś o wiele ładniejsza  - uśmiechnął się zalotnie, a ja przestałam się marszczyć ze złości. Nagle wpadł mi do głowy pomysł. 
- I tylko dlatego Ci się podobam ?
- Skąd wiesz, że mi się podobasz ? - spytał zszokowany
- Sam mi to właśnie powiedziałeś - zachichotałam. Przez chwilkę był zdziwiony, ale po chwili zaśmiał się. Położył swoje ręce na moją talię, a ja zarzuciłam Mu ręce na szyję.
- A ja Ci się podobam ? - szepnął mi do ucha cwaniacko. Ciarki przeszły mi po plecach. Kurde on gra w moją grę ! Rozbawiona przewróciłam oczami.
- Może... - wymigałam się tajemniczo
- Jesteś pewna ? - ON WIE ! - Chodź pokaże Ci coś - powiedział i pociągnął mnie za dłoń. Gdy byliśmy już na podwórku wyciągnął z kieszeni spodni teleporter. Przeszliśmy przez portal i znaleźliśmy się w magicznym świecie. Nocą było tu bajecznie. Spojrzałam na Niego zdziwiona. Nie rozumiem dlaczego tu przyszliśmy. 
- Chwyć się mnie - powiedział wciąż się uśmiechając. Widząc moje skrępowanie zaczął czarować wiatr wokół nas tak, że zaczęliśmy się unosić parę metrów nad ziemią. Bez zastanowienia przytuliłam się do Jego dobrze wyrzeźbionego torsu. Przerażona zamknęłam oczy. Objął mnie jedną ręką, a drugą poskramiał powietrze. Po chwili poczułam pod stopami grunt jednak za bardzo się bałam, żeby spojrzeć. 
- Mała możesz przestać się we mnie już wtulać. Jesteśmy na ziemi. Nie musisz się bać - powiedział cwaniacko. Natychmiast się od Niego odsunęłam i lekko szturchnęłam go łokciem w brzuch. 
- Wcale się nie bałam - zapewniłam. Chłopak westchnął i ponownie zaczął zaklinać żywioł. Znowu się do Niego przytuliłam. Nagle zorientowałam się, że cały czas czuję podłoże. Podniosłam głowę i napotkałam Jego rozbawione spojrzenie skierowane na mnie. - Dobra. Może trochę się bałam. - odpowiedziałam z przekąsem. Podszedł do jakiejś kamiennej ściany. Czegoś szukał. Znalazł  i nacisnął płytkę. W górze uformowały się wrota. Byłam bardzo zaskoczona.
- Zamknij oczy - szepnął Jackson, a ja wykonałam polecenie. Złapał mnie za rękę i gdzieś prowadził. - Już możesz - Powoli otworzyłam oczy i myślałam, że śnię. Na przeciwko nas znajdował się wodospad w którego płynęła krystalicznie czysta woda. Spływała do wielkiego jeziorka. Nad kryjówką znajdował się księżyc. Wokół było pełno zieleni, a na skale w której znajdował się wodospad było pełno lian i kwiatów. Dodatkowo w kamieniu były schody prowadzące na górę. 
- I jak ? Podoba Ci się ? - spytał Jackson trzymając mnie delikatnie za ramiona.
- Tu jest cudownie - szepnęłam jak zahipnotyzowana. Odwróciłam się do Niego i spojrzałam w Jego szare oczy, które błyszczały w świetle księżyca - Tak...
- Co tak ? - spytał
- Podobasz mi się...
- Tylko dlatego, że cię tu zaprowadziłem ? - zażartował, a ja się uśmiechnęłam
- Nie - w tym momencie zsunął swoje ręce w moich ramion na talię i przyciągnął bliżej siebie -Kocham Cię...

- Ja Ciebie też... - wyszeptał i zaczął zbliżać się do mnie. Prawie się pocałowaliśmy gdy...

piątek, 6 marca 2015

Rozdział 4 - Banda snobów

*Trzy miesiące później*

Trenowaliśmy na placu położonym niedaleko zniszczonego zamku. Staliśmy na osobnych platformach, a przybliżając się do ich krawędzi i spoglądając w dół nie dało się zobaczyć nic. Czasem ciekawiło mnie czy coś tam się znajduje. Każdy miał własne przeszkody i manekiny. Oprócz używania mocy musieliśmy poprawić naszą sprawność fizyczną. Dla Jacksona i Lily nie było to trudne. Oni ogólnie byli wysportowani. Mnie też szło nie najgorzej no przynajmniej uniki i wyskoki. Z kontrolowaniem mocy miałam problem.
- Isabella skup się ! - mówiła do mnie, któryś raz Larissa. Nie potrafiłam spełnić jej prośby. To nie tak, że nie chciałam, ale coś nie pozwalało mi się skupić. Po raz kolejny próbowałam wcelować płomieniem do obręczy zwisającej parę metrów nad nami w powietrzu. Po raz kolejny nie mogłam utrzymać ognika w ręce i upadł. Po raz kolejny mi nie wyszło. Larissa tylko warknęła i rzuciła "Zaraz wracam". Jackson podleciał do mnie przy użyciu swojej mocy, której opanowanie dobrze mu szło. Przez te kilka miesięcy zbliżyliśmy się do siebie. Oczywiście nadal Sophia mną gardziła i uprzykrzała mi życie na każdym kroku, ale nie przeszkadzało mi to. Często jej chłopak stawał w mojej obronie. Czułam do Niego coś niesamowitego. Nie potrafię określić co to było. Lily mówiła mi, że jej brat często znika. Po szkole podobno teleportuje się tutaj. Potrafi wrócić dopiero, o którejś w nocy oczywiście prosząc wcześniej siostrę, żeby usprawiedliwiła go u rodziców. Nie wiadomo co tutaj tyle czasu robi. Raczej nie trenuje. Nie lubi treningów. Larissa też nic nie wie. Chłopak położył mi dłoń na ramieniu i posłał pocieszający uśmiech. Odwzajemniłam go ciągle będąc w krainie marzeń. Moje rozmyślanie przerwała Opiekunka.
- Walter, Lily chodźcie tutaj ! - rozkazała, a Walter wziął wodę z wielkiego wodospadu, który był naprzeciwko tyłu zamku. Utworzył sobie z niej most. Lily to samo zrobiła w lianami i roślinami, które porastały całą górę. Usiedliśmy obok siebie po turecku. Larissa otworzyła książkę. Były na niej jakieś mistyczne rysunki. Przedstawiały przepiękne zbroje. Przyjaciółka mojej babci poświeciła księżycem, który był na fioletowo-różowym niebie cały czas. Te rysunki jakby ożyły. Wisiały parę centymetrów na księgą. Każdy strój był inny. Wyjątkowy.
- Od wieków Strażnicy żywiołów zdobywają zbroje mocy. Pomagają one kontrolować siłę elementów. W czasie ferii zimowych wyruszycie po nie.
- Jak to wyruszymy ? - spytała Lily
- Musicie znaleźć cząstki swoich żywiołów i przynieść je do Dominitriana. On jest kowalem, który wykuje wam zbroje. Na dziś koniec treningu - zarządziła i odeszła. Jackson wyciągnął Teleporter i powiedział:
-Wall Street, Beverly Hills - i rzucił kulkę na ziemie. Od razu otworzył się błękitno-srebrny portal. Pierwsza do Niego wskoczyłam. Gdy byłam już na naszej ulicy z portalu wyskoczyła Lily, Jackson i Walter. Pożegnaliśmy się wszyscy buziakiem w policzek i rozeszliśmy do swoich domów. Nadal smutna otworzyłam drzwi i od razu zobaczyłam, że w salonie siedzą moi rodzice (Dom w skrócie: salonsalon z dalekakuchniałazienkałazienka na górzepokój rodzicówpokój Isabelli - od aut.)
- Mamo ? Tato ? Co wy tutaj robicie ? - powiedziałam rzucając się mamie w ramiona
- Przyjechaliśmy, bo wyprawiamy bankiet wigilijny - odpowiedziała odwzajemniając uścisk - Zaprosimy ważne osoby i ich dzieci. Mam nadzieję, że się z nimi dogadasz. Większość z nich jest w twoim wieku.
- Pff kolejna banda snobów - prychnęłam
- Bello proszę Cię. Bądź na tym przyjęciu, to tylko jeden wieczór - powiedział mój tata
- Ech no dobrze.
- Świetnie ! - pisnęła rozentuzjazmowana mama - Mam dla Ciebie strój, który na pewno Ci się spodoba !
- W to nie wątpię - mruknęłam do siebie i ze sztucznym uśmiechem przytuliłam rodziców. Później pomogłam im się rozpakować i zjedliśmy razem kolacje. Leżałam na łóżku w bluzce na ramiączkach w kolorze pudrowego różu i białych dresowych spodenkach. Myślałam o bankiecie. Nigdy ich nie lubiłam. Rodzice mają w zwyczaju wydawać takie przyjęcia, ale często na nie, nie idę. Właściwie to nigdy. Muszę zawsze udawać, że dobrze się bawię podczas gdy rzeczywistość jest zupełnie inna...

*Kilka dni później*

Jestem na piętrze w łazience. Z dołu wyraźnie słychać muzykę. Jest 24 grudnia, godzina 19:07, przyjęcie już się rozpoczęło, a ja nadal się szykuje. Mam na sobie czerwoną sukienkę od Laona, do tego sandały na obcasie Buffalo, kolczyki i naszyjnik Swarovskiego. Moje falowane włosy, które teraz pachniały kokosem były rozpuszczone. Spojrzałam w lustro. Miałam pomalowane tuszem rzęsy, na ustach czerwoną szminkę, która pięknie kontrastowała z moimi zielonymi oczami. Na powiekach był złoty cień z brokatem. Wyglądałam świetnie. Ale jesteś skromna Nixon, skarciłam się w myślach. Otworzyłam drzwi i zaczęłam wolnym i eleganckim krokiem schodzić po schodach z delikatnym uśmiechem na ustach. Wiele osób spojrzało w moją stronę. Głównie byli to chłopacy w moim wieku, którzy patrzyli jakby zobaczyli ósmy cud świata, a jeśli jakaś dziewczyna zwracała na mnie uwagę to z nienawiścią i zazdrością. Rzuciłam przelotne spojrzenie po zgromadzonych w moim domu osobach. O nie. W oddali rodzice Sophii oczywiście z samą dziewczyną. Ubrała różową sukieneczkę w białe zawijasy, która sięgała do połowy ud. Jak zwykle była strasznie umalowana. Mimo takiego stroju żaden chłopak nie zwracał na nią uwagi przynajmniej od kiedy ja tu weszłam. Szukałam wzrokiem moich rodziców. Rozmawiali z trójką jakiś osób, które były odwrócone do mnie tyłem. Dwoje mężczyzn i kobieta. Wyższy mężczyzna był szatynem, a kobieta miała kasztanowe włosy. Chłopak na środku również był szatynem, ale było w nim coś znajomego. Przyglądałam Mu się uważnie, aż mój tata mnie zauważył. Gestem ręki pokazał, żebym podeszła. Pewnie podeszłam do tajemniczych osób. 
- Moi drodzy to jest moja córka Isabella - pochwalił się mój ojciec i objął mnie ramieniem. Dopiero teraz spojrzałam na tajemnicze osoby. Nie mogłam uwierzyć...

niedziela, 1 marca 2015

Rozdział 3 - Robi się coraz ciekawiej...

Dotarłam do czegoś co przypominało ruiny zamku. Wszędzie były rośliny, a konstrukcja wyglądała na mocno niestabilną. Obok mojego tunelu były jeszcze trzy. Nagle ktoś z nich wyszedł. To był Walter ! Podbiegłam do Niego. Zauważył mnie.
- Walter ! Wiesz gdzie jesteśmy ?
- Nie mam pojęcia
- Jak byłam w domu stało się coś dziwnego. Chciałam zapalić drewno, ale gdy przybliżyłam rękę samo się zapaliło.
- Ja  chciałem włączyć zraszacz ogrodowy, ale coś się popsuło. Wyciągnąłem rękę w tamtą stronę i nagle zaczęła lecieć woda. Ja go nie włączyłem...
- Dziwne - mruknęłam i coś zobaczyłam. Chłopak to zauważył i też patrzył w tą stronę. Zauważyłam Lily i Jacksona. Podbiegliśmy do nich.
- Lily ! Jackson ! Jak dobrze Was widzieć - powiedziałam i rzuciłam się przyjaciółce na szyję.
- A ze mną się nie przywitasz ? - spytał jej brat z cwaniackim uśmiechem
- Zastanowię się - odpowiedziałam i odwzajemniłam gest - Dzieję się coś dziwnego. Wiecie co tu robimy ?
- Nie mam pojęcia, ale jak chciałam przekopać kwiatka ziemia wyleciała z doniczki i wleciała na Jacksona, który brał prysznic. - zachichotała, a ja jej zawtórowałam. Chłopak zrobił obrażoną minę.
- Ja ręką zapaliłam drewno, a Walter włączył zraszacz nie używając kranu. Ty rzuciłaś ziemią - wskazałam na dziewczynę - A ty ? Zrobiłeś coś ? - zwróciłam się do Jacksona
- Chyba nie. Oprócz tego, że gdy chciałem ściągnąć ręcznik z wieszaka on odfrunął do umywalki - zaśmiał się - A nie było przeciągu.
- Co się z nami dzieję ? - spytałam
- Dojrzewacie - odpowiedział jakiś głos. Odwróciliśmy się i zobaczyliśmy wysoką kobietę o śnieżnobiałej karnacji i włosach lśniących tajemniczym połyskiem. jej oczy były jak dwa węgielki. Była bardzo chuda. Jej talia była na szerokość taka jak moja dłoń.
- Eee nie sądzę. Z tego co wiem to oznakami dojrzewania są humorki i pryszcze. - zaśmiał się, a kobieta tylko lekko się uśmiechnęła.
- Nie chodzi mi o dojrzewanie ludzkie. - wszyscy się zdziwiliśmy - Może wierzyć lub nie, ale macie niezwykłe moce. Jesteście Strażnikami Żywiołów - zakończyła z poważną miną. Nie wiedziałam co o tym myśleć. Raczej nie żartowała, ale to wydawało się takie nierealne. Podeszłam kilka kroków do przodu. Czułam na sobie zdziwione spojrzenia przyjaciół.
- Jaki mamy dowód, że mówisz prawdę ? - spytałam oschle. Ona podeszła, ale wciąż zachowywała kilka metrów odstępu.
- Zdenerwuj się - powiedziała spokojnie, a ja na nią spojrzałam zdziwiona.
- Jak mam się wkurzyć na zawołanie ? - spytałam, a Jackson podszedł do mnie pewnie i nachylił się nad moim uchem:
- Bell czytałem twój pamiętnik - wyszeptał, a ja miałam ochotę go zabić. Odbiegł ode mnie do Lily i Waltera. Stanął obok i się uśmiechał. Wkurzyłam się. Podeszłam do Niego, żeby się wydrzeć. Poczułam dziwne łaskotanie z tyłu głowy, a przyjaciele mieli miny jakby zobaczyli ducha. Spojrzałam w rozbite odłamki lustra, które było niedaleko mnie. Moje włosy płonęły ! Zamieniły się w język ognia, ale nie były spalone. Po prostu zamieniły się w żywy ogień. Dodatkowo sięgały mi do bioder. Spojrzałam na tajemniczą kobietę.
- Teraz spróbuj się uspokoić - powiedziała, a brat Lily znów do mnie podszedł. Mierzyłam go zimnym wzrokiem.
- Nie przeczytałem twojego pamiętnika - poczułam, że mówi prawdę. Moje włosy przestały płonąć i były znów do łopatek. Odetchnęłam z ulgą. Gdyby się dowiedział, że ja... Umarłabym ze wstydu.
- Czyli mówiłaś prawdę - powiedziała przyjaciółka i podeszła do nas z Walterem
- Tak. Jesteście Strażnikami Żywiołów. Lily ma moc Ziemi. Walter kontroluje Wodę. Jackson włada Powietrzem, a ty Bello poskramiasz Ogień. Jestem Larissa, Opiekunka Żywiołów i pomogę Wam kontrolować moce. Inaczej w waszym świecie mogłyby być niebezpieczne. - powiedziała, a ja się zmartwiłam.
- Dlaczego nam pomagasz ? - spytałam, a ona popatrzyła na mnie pytająco
- Bo muszę. Jestem Opiekunką Żywiołów - odpowiedziała wyraźnie zdziwiona moim pytaniem
- Nie musisz - odpowiedziałam spokojnie - Mogłabyś nas zostawić samych z tym problemem. Dlaczego nam pomagasz ? - powtórzyłam pytanie
- Bo byłam kiedyś na waszym miejscu. Znałam twoją babcię. Abigail była wspaniałą przyjaciółką. - zdziwiła mnie jej odpowiedź. Nie zdążyłam poznać babci. Mama tylko opowiadała, że jej matka była przepiękną i dobrą kobietą. - Była bardzo młoda gdy urodziła dziecko. Twoja matka nigdy nie wiedziała o jej mocach. Gdy miałaś kilka tygodni twoja matka zostawiła Cię u Abigail, a sama pojechała na zebranie w firmie. Tego dnia byłam z Abby. Złe moce zaatakowały nas. Porwały Cię i żądały czegoś co miała Strażniczka Ognia. Mogły to zabrać tylko w jeden sposób. Abigail oddała swoje życie, abyś ty była bezpieczna. Zabrałam Cię i uciekłam. Razem z innymi Strażnikami wymyśliliśmy, że twoja babcia zginęła w pożarze. Jednak to czego szukały ciemne moce, nie było w Abby tak jak sądziliśmy na początku. Nie wiemy kto posiada ten dar i tu rozpoczyna się wasze zadanie. Musicie odnaleźć osobę, która posiada Dar Wskrzeszenia. Jeśli Wam się nie uda Tenebris ożyje, a świat pogrąży się w ciemności. - ciarki przeszły mi po plecach.
- Co mamy zrobić ? - spytał Walter
- Trenować. We wtorki i w czwartki. We wtorek będziecie uczyć się o tym świecie, a w czwartki będą zajęcia praktyczne.
- Czyli ? - spytał Jackson
- Nauczę Was używać mocy. Jest kilka spraw, które musicie wiedzieć:
1) Nie możecie nikomu powiedzieć o waszych mocach
2) Musicie uważać z mocami. Na razie silne emocje mogą sprawić, że stracicie kontrole.
3) Za wszelką cenę unikajcie chorób i rzeczy, na które macie alergie. Inaczej zaczniecie kichać wodą itp.
4) Macie się zawsze stawiać kiedy Was wezwę.
- I jeszcze jedna sprawa. Dostaniecie kilka rzeczy ode mnie. Pomogą Wam ukryć moce. - podała każdemu z nas jakieś sprzęty. - To - wskazała na coś w rodzaju przeźroczystego tabletu, które dostał Walter - jest urządzenie z informacjami o naszym świecie tzw. dziennik. Pomoże Wam to w różnych misjach. - później wymieniła inne rzeczy. W skrócie:
Teleporter - srebrno-złota kula z mikrofonem. Wypowiada się nazwę miejsca i rzuca kulę. Otwiera się portal i się wskakuje. Dostał to Jackson.
Powielacz - stworzy nasze kopie gdy będziemy musieli wyjść w czasie lekcji. Przypomina torbę z cukierkami. Gdy się je zje powstają dokładne kopie. Znikają na polecenie. To dostała Lily.
Komunikator - dostaliśmy je wszyscy. Jackson ma to w formie swojego zegarka, Walter tak samo, Lily jako srebrną bransoletkę, którą zawsze nosi, a ja jako pierścionek z płomieniem. 
Użyliśmy teleportera i znaleźliśmy się w Central Parku. Nikt nie odezwał się ani słowem. Położyliśmy się na trawie i wpatrywaliśmy w rozgwieżdżone niebo. W końcu ktoś się odezwał:
- No to teraz się zacznie. A jeszcze kilka godzin temu byliśmy zwykłymi nastolatkami. Teraz mamy ratować świat. - powiedział Walter
- My chyba nigdy nie byliśmy zwyczajni - dodała Lily
- I nie będziemy - dorzucił Jackson
- Robi się coraz ciekawiej...